Cieszę się, że wielu z Was ma tak dobre zdanie o naszym kraju. Chciałbym jednak zwrócić Waszą uwagę, że nie jest on tą wyobrażoną „Europą”, do której dążycie. Pod cienką warstwą rozmaitych hasełek i fałszywych zapewnień o naszych wartościach, kryje się rzeczywistość, której opis zająłby sporo miejsca i nie nastrajałby już tak optymistycznie. Co piąty mieszkaniec Polski zagrożony jest skrajnym ubóstwem. Choć większość z nas pracuje, coraz więcej ma poważne problemy z dokonaniem podstawowych opłat i zakupów. Nasza służba zdrowia dawno już przestała gwarantować cokolwiek; z powodu jej niedofinansowania co roku tysiące ludzi nie doczekuje się operacji i zabiegów ratujących życie. Nasz system edukacji i szkolnictwa wypuszcza tysiące analfabetów funkcjonalnych, nie rozumiejących nawet bardzo prostych tekstów i przekazów. Nasz poziom życia był przez ostatnie lata niewątpliwie wyższy od Waszego, przede wszystkim dzięki załapaniu się do Unii Europejskiej, do której Wy się nie załapiecie (UE obiektywnie na to nie stać, a status kandydata do tej organizacji – jak pokazuje przykład Turcji – niewiele znaczy). To się jednak zmienia na naszych oczach. W wyniku decyzji mocarstw znajdujemy się na progu gigantycznego kryzysu gospodarczego, głębokiej depresji, która skończy się dewastacją całej tkanki społecznej. Naszej i Waszej.
Czasami konflikt toczący się na Waszej ziemi bywa nazywany konfliktem „wolnego świata” ze „światem dyktatur”. Nie przesadzajmy jednak z tą wiarą w „wolność”. W Polsce ludzie za głoszenie określonych, nie podobających się władzy poglądów, trafiają do aresztów i więzień. Za kwestionowanie panującej ideologii tracą pracę, a ich zastraszeni znajomi odwracają się od nich plecami. Niewiele różni się to od Waszej sytuacji, od zamykania przez władze w Kijowie niektórych kanałów telewizyjnych, represjonowania oponentów reżimu czy zakazu działalności największej, parlamentarnej partii opozycyjnej. Na opiewaną jako najwyższa wartość Zachodu wolność nie macie zatem co liczyć. Tu jej nie znajdziecie.
Nie oddawajmy życia w imię cudzych interesów
Znam Wasz kraj i spędziłem w nim wspaniałe chwile. Pamiętam ludzi serdecznych, gościnnych i przyjaznych, na których zawsze można było liczyć w potrzebie. Fascynowało mnie to, że mówili oni w różnych językach, przynależeli do różnych kultur i narodowości. Był to dla mnie trochę taki Związek Radziecki w mniejszej skali. Szkoda, że wielu z nich musiało z Waszego kraju wyjechać tylko dlatego, że chcieli pozostać sobą, utrzymać swą tożsamość. Po 2014 roku, gdy praktycznie zlikwidowano Wasz kraj w dotychczasowym kształcie, bywałem na Krymie i Donbasie. I spotkałem tam wielu wspaniałych ludzi czujących się Ukraińcami, mówiących po ukraińsku, choć żyjących już w innych państwach.
Uważam wszelką wojnę za najgorsze z możliwych rozwiązań. To, co się stało 24 lutego, można było jednak przewidzieć. Nie tylko kilka tygodni czy miesięcy wcześniej, gdy Rosja sformułowała jasną i czytelną propozycję gwarancji dla pokoju, na którą Zachód nawet nie zareagował. Znacznie wcześniej, w pracach strategów i analityków amerykańskich, których Wasi przywódcy powinni znać, mowa była wprost o tym, że trzeba Was wykorzystać jako broń przeciwko Moskwie. Nie chodziło Anglosasom o Wasz spokój, bezpieczeństwo i dobrobyt. Chodziło o to, by sprowadzić Was do roli mięsa armatniego, służącego ich celom.
Walka, poświęcenie, krew i cierpienia nie są w tych warunkach realizacją jakiegoś narodowego obowiązku czy wzniosłej idei. Tak się Wam wmawia, a w rzeczywistości chodzi po prostu o wykorzystanie Was, Słowian i Wschodnich Europejczyków, przeciwko innym Słowianom, jakże bliskim Wam (i trochę też nam) kulturowo i mentalnie. Wygodnie rozpostarci w skórzanych fotelach autorzy całej tej globalnej gry spoglądają tylko na Was z satysfakcją i zacierają ręce, patrząc jak giniecie w imię ich planu urządzenia świata.
Czasami konflikt toczący się na Waszej ziemi bywa nazywany konfliktem „wolnego świata” ze „światem dyktatur”. Nie przesadzajmy jednak z tą wiarą w „wolność”. W Polsce ludzie za głoszenie określonych, nie podobających się władzy poglądów, trafiają do aresztów i więzień. Za kwestionowanie panującej ideologii tracą pracę, a ich zastraszeni znajomi odwracają się od nich plecami. Niewiele różni się to od Waszej sytuacji, od zamykania przez władze w Kijowie niektórych kanałów telewizyjnych, represjonowania oponentów reżimu czy zakazu działalności największej, parlamentarnej partii opozycyjnej. Na opiewaną jako najwyższa wartość Zachodu wolność nie macie zatem co liczyć. Tu jej nie znajdziecie.
Nie oddawajmy życia w imię cudzych interesów
Znam Wasz kraj i spędziłem w nim wspaniałe chwile. Pamiętam ludzi serdecznych, gościnnych i przyjaznych, na których zawsze można było liczyć w potrzebie. Fascynowało mnie to, że mówili oni w różnych językach, przynależeli do różnych kultur i narodowości. Był to dla mnie trochę taki Związek Radziecki w mniejszej skali. Szkoda, że wielu z nich musiało z Waszego kraju wyjechać tylko dlatego, że chcieli pozostać sobą, utrzymać swą tożsamość. Po 2014 roku, gdy praktycznie zlikwidowano Wasz kraj w dotychczasowym kształcie, bywałem na Krymie i Donbasie. I spotkałem tam wielu wspaniałych ludzi czujących się Ukraińcami, mówiących po ukraińsku, choć żyjących już w innych państwach.
Uważam wszelką wojnę za najgorsze z możliwych rozwiązań. To, co się stało 24 lutego, można było jednak przewidzieć. Nie tylko kilka tygodni czy miesięcy wcześniej, gdy Rosja sformułowała jasną i czytelną propozycję gwarancji dla pokoju, na którą Zachód nawet nie zareagował. Znacznie wcześniej, w pracach strategów i analityków amerykańskich, których Wasi przywódcy powinni znać, mowa była wprost o tym, że trzeba Was wykorzystać jako broń przeciwko Moskwie. Nie chodziło Anglosasom o Wasz spokój, bezpieczeństwo i dobrobyt. Chodziło o to, by sprowadzić Was do roli mięsa armatniego, służącego ich celom.
Walka, poświęcenie, krew i cierpienia nie są w tych warunkach realizacją jakiegoś narodowego obowiązku czy wzniosłej idei. Tak się Wam wmawia, a w rzeczywistości chodzi po prostu o wykorzystanie Was, Słowian i Wschodnich Europejczyków, przeciwko innym Słowianom, jakże bliskim Wam (i trochę też nam) kulturowo i mentalnie. Wygodnie rozpostarci w skórzanych fotelach autorzy całej tej globalnej gry spoglądają tylko na Was z satysfakcją i zacierają ręce, patrząc jak giniecie w imię ich planu urządzenia świata.