Na skalnym zadupiu, w paryji, na skarpie
Słychać złe szlochy dzieciny upartej.
Bucikiem tupie o czarną glebę-
„Czemuż, Boziu, nie mogę być w niebie,
Czemuż nie mogłem iść na wojenkę
Gdzie z braciszkami mógł zdychać bym pięknie?”
Bozia się patrzy, z politowaniem,
Bo nie dla dziecka jest takie doznanie;
Dziecko ma czekać, bezużytecznie,
Dziecko ma milczeć i czuć się bezpiecznie.
Przygody krwawe są dla dorosłych,
Dla dumnych braciszków i chłopów radosnych.
Nie twoje jest błoto i skomlenie machiny,
Ni kula ołowiu, co tnie ciała bez winy!
Nie doznasz radości tańca szaleńców,
Ominie cie honor kręgu zwycięzców,
Nie zaśniesz obok kolegi w mundurze,
Twa krew nie będzie freskiem na murze!
Nie twoja ta chwała pięknego straceńca,
Ni żaden z ciebie będzie zwycięzca.
Dla ciebie, karle, jedynie polany,
Jedynie biel nieba i fartuch twej mamy.
Twa chata, twe ciało, więzieniem twej duszy,
A twierdzy więziennej nic nie naruszy.
Burze srogie tu tobie nie groźne,
Ni halne wiatry, ni wichry mroźne.
Gdyż oni jak węgiel do pieca wrzucony
Staną się ogniem machiny zbudzonej,
Ty siedź na piecu, grzej małe kości,
Na popielnice się patrząc w zazdrości.
Słychać złe szlochy dzieciny upartej.
Bucikiem tupie o czarną glebę-
„Czemuż, Boziu, nie mogę być w niebie,
Czemuż nie mogłem iść na wojenkę
Gdzie z braciszkami mógł zdychać bym pięknie?”
Bozia się patrzy, z politowaniem,
Bo nie dla dziecka jest takie doznanie;
Dziecko ma czekać, bezużytecznie,
Dziecko ma milczeć i czuć się bezpiecznie.
Przygody krwawe są dla dorosłych,
Dla dumnych braciszków i chłopów radosnych.
Nie twoje jest błoto i skomlenie machiny,
Ni kula ołowiu, co tnie ciała bez winy!
Nie doznasz radości tańca szaleńców,
Ominie cie honor kręgu zwycięzców,
Nie zaśniesz obok kolegi w mundurze,
Twa krew nie będzie freskiem na murze!
Nie twoja ta chwała pięknego straceńca,
Ni żaden z ciebie będzie zwycięzca.
Dla ciebie, karle, jedynie polany,
Jedynie biel nieba i fartuch twej mamy.
Twa chata, twe ciało, więzieniem twej duszy,
A twierdzy więziennej nic nie naruszy.
Burze srogie tu tobie nie groźne,
Ni halne wiatry, ni wichry mroźne.
Gdyż oni jak węgiel do pieca wrzucony
Staną się ogniem machiny zbudzonej,
Ty siedź na piecu, grzej małe kości,
Na popielnice się patrząc w zazdrości.